Dziś we Wrocławiu leje, ale cieszę się z tego deszczu, bo rośliny już mocno podupadały z braku wody. Oczywiście wraz z deszczem pojawiły się tez ślimaki, których nie mam sumienia zabijać. Każdorazowo łapię je do wiaderka i wynoszę na pobliskie łąki nad rzeką, a te za parę tygodni wracają... z rodziną i kolegami. Tak mi się przynajmniej wydaje, że jest ich coraz więcej i że śmieją mi się w twarz. W zeszłym tygodniu próbowałam też przegnać kreta brzęczykiem. Zdaje się, że średnio się przejął całą akcją. Jak to połączyć - dbać o ogród lecz nie mieć krwi na rękach? Nie wiem - ciągle szukam pomysłu.
A poniżej moja kizia-mizia w pozycji "a tak sobie wskoczyłem przypadkiem do koszyka na zakupy".
No cóż, ślimaki toleruję w małych ilościach, ale jak zaczyna się inwazja, to moja cierpliwość się kończy. Ostatnio zaczynają mnie też wkurzać gołębie, które upodobały sobie balustrady balkonowe i dach domu oraz altanki. Hałasują okropnie i jeszcze okropniej brudzą. W takich chwilach moja miłość do zwierząt się kończy...
OdpowiedzUsuńPewnie wielu Polaków ma podobny stosunek do gołębi. Trochę ich za dużo, choć niewątpliwie to nie ich wina.
UsuńŚlimaki bywają prawdziwym utrapieniem w ogrodzie, szczególnie te golasy, bez muszli - pomrowy. Te to potrafią dokonać zniszczeń, U mnie na szczęście nie ma z nimi większego problemu, jest ich niewiele, i to te z muszelkami. Więc żyjemy sobie w symbiozie :))
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :)
Usuń:) na ślimaki jest jeden taki sposób - kurki :) tak, takie tradycyjne kureczki, a najlepiej nioski;)
OdpowiedzUsuńI to chyba prawda, bo w rejonie gdzie się krzątają ślimak to rzadkość, natomiast tam, gdzie wstępu nie mają niestety jest ich nie mało;) Lubia młode ślimaki, ale też pochłaniają ich jaja. Zdarzy się też, że zjadają takiego dużego (tak, tego bezskorupkowego, brązowego, co jakoś za sympatyczny gość z niego nie jest...)
A na krety - pies:)
Pozdrawiam Ciebie i Twoją Kicię:)
Ja bym bardzo chciała mieć kury. I kózkę. Ale po pierwsze mąż nie chce, a po drugie ponoć w mieście musi być zgoda sąsiadów. No i jeszcze koliduje to trochę z wyjazdami. Może na tzw. stare lata wrócimy do tego pomysłu?
UsuńU mnie inwazji ślimaków nie ma, ale dziś przyłapałam kilka sztuk w irysach. Jednego kwiatka mi podgryzły i listki też. Wokół grządki z sałatami rozsypuję skorupki od jajek, pomaga.
OdpowiedzUsuńO! Nie słyszałam o tym sposobie!
UsuńAldonko, rozumiem Twój dylemat. Trzy lata temu, byłam rozdarta i nie potrafiłam zabić ślimaka. To tez stworzenia, które czują i chcą żyć. Stosowałam metody ekologiczne, wszystkie. Wywary z czosnku, wrotyczu, rośliny odstraszające... nic nie działa. Efekt był taki, ze nie miałam w ogrodzie ani jednej hosty i żadnego warzywka. Od ubiegłego roku walczę chemią, choć mam wyrzuty sumienia, bo zabijam stworzenie żyjące.
OdpowiedzUsuńŚlimaki pomarańczowe bez skorupy to nie są pomrowy. To śliniki luzytańskie przywiezione do nas z roślinami z półwyspu iberyjskiego. U nas żyje im się świetnie, bo nie mają naturalnych wrogów. Żaby, jaszczurki i ptaki, nie dadzą rady zapanować nad ich liczebnością, ponieważ jeden ślinik znosi ok. 500-600 jaj 3 razy w roku.
U mnie jest ich inwazja, nie przesadzam, chodzą nawet po ścianach domu, są wszędzie. Zabijam.
Kizia-mizia w koszyczku, urocza :)
Pewnie mnie to też czeka :(
UsuńJa nie mam niestety ogrodu więc nie pomogę a wszystkie kizie mizie kocham:) Twój jest biało-czarny a moja czarno-biała :). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPewnie na wyspie jest ich sporo. W Grecji czy Włoszech wszędzie ich pełno - leniwych, dobrze odżywionych kudłaczy :)
UsuńTak,to prawda, ale moja przyjechała ze mna z UK. :)
UsuńTurystyczna dusza! A mówią, że kot nie lubi zmieniać miejsc.
Usuńno tak slimaczki utrudniają
OdpowiedzUsuńMoże zacząć się nimi żywić, tak na złość?
UsuńNie cierpię ślimaków :((( na szczęście nie mam ich za wiele w ogrodzie :))Kizia mizia moja ulubienica blogowa:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W imieniu kizi-mizi (czyli Nicponia) dziękuję.
Usuń