poniedziałek, 31 lipca 2017
Tort o wyjątkowym znaczeniu
Oto zdjęcie wyjątkowo ważnego tortu! I to tortu z baaaaaaaardzo długą historią.
Otóż ponad 18 lat temu, kiedy zaczęłam spotykać się z moim mężem, usłyszałam od niego m.in. jak bardzo lubi piec torty. Nie ukrywam, że jako łasuch wzięłam bardzo mocno ten argument do serca rozpatrując jego późniejsze oświadczyny ;)
Lata mijały, zbliżała się właśnie 17 rocznica ślubu i - jak się pewnie domyślacie- żadnego tortu jak nie było tak nie było. W końcu postawiłam sprawę na ostrzu noża i powiedziałam, że już dłużej czekać nie mogę. A mój mąż, widać poruszony tym szantażem, upiekł prawdziwy pyszny, mocno-czekoladowy tort!!! Opłacało się czekać tych 18 lat! Mam tylko nadzieję, że dożyję następnego ;)
Oto fotki tego wypieku:
środa, 19 lipca 2017
Gdy upał doskwiera
Komputer, komputer, komputer - tak mniej więcej można streścić moją rzeczywistość tego lata. Głowa mi paruje, a dziś jeszcze mamy mieć we Wrocławiu 30 stopni! Postanowiłam się ochłodzić, a że w lodówce pustki zmiksowałam to co było - jedyny ocalały jogurt grecki i jedyny grapefruit w opustoszałej misce. I wyszło bardzo dobre lekko gorzkawe i orzeźwiające coś! Bardzo polecam.
W tle koktajlu pyszni się mój nowy dzwonek - wygrzebany przez mamę męża na pchlim targu. Bardzo mi się podoba.
A dla poprawienia humoru poniżej fotka mojego kota, który ma słabość do pustego kosza na zakupy. Anektuje go natychmiast po opróżnieniu!
niedziela, 2 lipca 2017
Kiszę się
Ojojoj! Jak mnie tu dawno nie było! Tak mi przykro, że ciągle nie znajduję czasu, żeby zamieścić jakiś wpis. Mieliśmy i dalej mamy bardzo intensywny czas. Koniec roku szkolnego, duże zlecenie które zabiera mi dużo czasu i jeszcze więcej nerwów.
Siedzę i kiszę się przy laptopie zamiast wyjrzeć na podwórko i nacieszyć się początkiem lata. Ominęło mnie sporo pięknych momentów na ogrodzie przez to zapracowanie.
Ale wczoraj, na szczęście, trzeba było wyjść z domu bo jechaliśmy pod Śrem, gdzie nasza córka jest na obozie jeździeckim. Obóz jest w starym dworku w parku, więc miałam okazję trochę nacieszyć oko ładnymi widokami. Dookoła pasły się konie. Sielsko anielsko.
A wracając zatrzymaliśmy się w Dolsku, gdzie zawsze stoi dużo sprzedawców z lokalnych sadów i szklarni. Nakupowałam owoców i warzyw. I wrzuciłam po powrocie do domu ogórki do słoika. Będą małosolne.
Więc teraz i ja się kiszę, i ogóreczki! :) Dobrej niedzieli!
Subskrybuj:
Posty (Atom)