środa, 14 września 2016

Magiczny skansen pana Jana




Dzięki poleceniu naszej koleżanki-blogerki prowadzącej blog "Utkane z pasji" (dzięki za kontakt, Kochana!) trafiłam do magicznego miejsca na obrzeżach Szczawnicy. W domu przy ul. Szalaya 96 pan Jan Malinowski ratuje od zniszczenia i zapomnienia stare przedmioty codziennego użytku. 

W domu po babci, który wyremontował, zbiera i prezentuje wszystkim zainteresowanym wszystko, co udało mu się znaleźć i odratować. Mamy zatem kącik rzeźniczy (topory, noże, prasy do mięsa, korytka do peklowania), kącik maselniczy i serowarski (maselnice, cebrzyki, prasy do serów, ubijaczki). A także kącik piekarski, szewski, przędzalnię i obróbkę drewna. Są też fragmenty starych balustrad, które dziś chętnie pożyczają od niego na wzór osoby budujące domy w starym stylu.







Każdy przedmiot jest wyczyszczony, ułożony koło sobie podobnych. Wiele z nich ma historię, którą zna pan Jan. Wie też bardzo dużo o technikach powstawania przedmiotów. Pokazuje maselnice - dłubanki, zrobione z jednego kawałka drewna i maselnice klepkowe. Albo drewniane łyżki w różnych stadiach powstawania - od kawałka pieńka, przez z grubsza ociosany kształt aż po pięknie wykończoną łyżkę.  W kolekcji ma garnki drutowane i łatane. Sama pamiętam, jak za mojego dzieciństwa wóz cygański zaprzęgnięty w starą szkapę raz w tygodniu zajeżdżał na naszą uliczkę. A stary Cygan krzyczał: "garnki drutuję, łatam, prostuję. Szmaty skupuję".



Centrum domu stanowi stara izba, w pełni wyposażona. Jest tam łoże wykładane wieloma poduchami i kołdrami, otoczone obrazkami świętych. Jest piec w aureoli garnków i patelni.









Na honorowym miejscu wisi zdjęcie pradziadka pana Jana. Sam pan Jan (bardzo zresztą podobny do swojego protoplasty) fotografować się nie chciał, bo - jak powiedział - był nieogolony.


W sieni stoją kosze i żarna, z wyżłobionym JHS.




To, co mnie urzekło w tym staruszku, to autentyczna miłość do staroci. Przemierza okolicę wzdłuż i wszerz, podpytuje ludzi o stare przedmioty. Ten da mu pojedynczy stary kierpiec, ów tarkę do chrzanu wykonaną przez dziadka. Na giełdach staroci i targowiskach wychwytuje zakurzone, niechciane przedmioty i nadaje im blasku. Odwiedza skupy metali, by ocalić od zniszczenia stare balie i patelnie. 

Miłość do przedmiotów, którą poczuł jako dziesięcioletni szkrab, przerodziła się w prawdziwą pasję i kolekcjonerstwo. Wystarczy zapytać o jakikolwiek przedmiot, by wyzwolić potok słów o jego pochodzeniu, zastosowaniu, alternatywach. Jak z rękawa pojawiają się stare nazwy: sąsiek (skrzynia na narzędzia ale też część stodoły), kozub (torebka z kory do zbierania jagód), kaganek (gliniana lampka oliwna)
Niemal dwie godziny słuchałam jak urzeczona jego opowiadań. A pan Jan uwijał się jak w ukropie, żeby to zapalić mi jakieś światło, to uchylić drzwi na strych, to ułatwić dojście do jakiegoś kąta.

Czy to nie wspaniałe, że tacy ludzie istnieją i wkładają tyle serca w ocalenie niechcianych już przedmiotów? Jeśli będziecie w Szczawnicy, polecam, wstąpcie do pana Jana. A jeśli Wam się spodoba, zapytajcie o skarbonkę i wrzućcie tam jakiś grosz. 


5 komentarzy:

  1. Tyle razy byłam w Szczawnicy i takie cudne miejsce omijałam. Prawdziwy pasjonat. Zapisuję adres. Dziękuję za wycieczkę : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale super, dobrze wiedzieć, że istnieje takie ciekawe miejsce. Raz na jakiś czas bywa się w tych stronach a nie wie się że istnieją takie miejsca. Na pewno będzie trzeba odwiedzić i zobaczyć na żywo =)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe miejsce.Chętnie bym je zobaczyła na żywo. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, rzeczywiscie wyjatkowe miejsce!

    OdpowiedzUsuń