Najpierw okleiłam je kilkoma warstwami resztek miękkich materiałów. A
dopiero na tę warstwę nałożyłam ostateczną tkaninę. Co tu dużo mówić,
poświęciłam starą spódnicę, która i tak miała wylądować w koszu.
Naszyłam jeszcze drobiazgi wycięte z resztek firanki i powstały całkiem
niczego sobie wieszaczki.
Ich status od razu się poprawił - wiszą w pierwszym rzędzie szafy, a często i na zewnątrz wraz z ubraniem "na jutro". Serdecznie polecam - udało się uratować i wieszaki, i materiały, które w innej sytuacji nie miałyby szans na przedłużenie żywota. Taka niewprawna krawcowa jak ja może zrobić dwa wieszaki w trakcie przeciętnego filmu telewizyjnego, więc przy odrobinie szczęścia i dostępie do surowców, można zaopatrzyć szafy swoje i rodziny w miesiąc. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz