Dzięki poleceniu naszej koleżanki-blogerki prowadzącej blog "Utkane z pasji" (dzięki za kontakt, Kochana!) trafiłam
do magicznego miejsca na obrzeżach Szczawnicy. W domu przy ul. Szalaya 96 pan
Jan Malinowski ratuje od zniszczenia i zapomnienia stare przedmioty codziennego
użytku.
W domu po babci, który wyremontował, zbiera i
prezentuje wszystkim zainteresowanym wszystko, co udało mu się znaleźć i
odratować. Mamy zatem kącik rzeźniczy (topory, noże, prasy do mięsa, korytka do
peklowania), kącik maselniczy i serowarski (maselnice, cebrzyki, prasy do
serów, ubijaczki). A także kącik piekarski, szewski, przędzalnię i obróbkę
drewna. Są też fragmenty starych balustrad, które dziś chętnie pożyczają od niego na wzór osoby budujące domy w starym stylu.
Każdy przedmiot jest wyczyszczony, ułożony koło sobie podobnych. Wiele
z nich ma historię, którą zna pan Jan. Wie też bardzo dużo o technikach powstawania przedmiotów.
Pokazuje maselnice - dłubanki, zrobione z jednego kawałka drewna i maselnice
klepkowe. Albo drewniane łyżki w różnych stadiach powstawania - od kawałka
pieńka, przez z grubsza ociosany kształt aż po pięknie wykończoną łyżkę. W kolekcji ma garnki drutowane i łatane. Sama
pamiętam, jak za mojego dzieciństwa wóz cygański zaprzęgnięty w starą szkapę
raz w tygodniu zajeżdżał na naszą uliczkę. A stary Cygan krzyczał: "garnki
drutuję, łatam, prostuję. Szmaty skupuję".
Centrum domu stanowi stara izba, w pełni wyposażona. Jest tam łoże wykładane wieloma poduchami i kołdrami, otoczone obrazkami świętych. Jest piec w aureoli garnków i patelni.
Na honorowym miejscu wisi zdjęcie pradziadka pana Jana. Sam pan Jan (bardzo zresztą podobny do swojego protoplasty) fotografować się nie chciał, bo - jak powiedział - był nieogolony.
W sieni stoją kosze i żarna, z wyżłobionym JHS.
To, co mnie urzekło w tym staruszku, to autentyczna miłość
do staroci. Przemierza okolicę wzdłuż i wszerz, podpytuje ludzi o stare
przedmioty. Ten da mu pojedynczy stary kierpiec, ów tarkę do chrzanu wykonaną
przez dziadka. Na giełdach staroci i targowiskach wychwytuje zakurzone,
niechciane przedmioty i nadaje im blasku. Odwiedza skupy metali, by ocalić od
zniszczenia stare balie i patelnie.
Miłość do przedmiotów, którą poczuł jako
dziesięcioletni szkrab, przerodziła się w prawdziwą pasję i kolekcjonerstwo.
Wystarczy zapytać o jakikolwiek przedmiot, by wyzwolić potok słów o jego
pochodzeniu, zastosowaniu, alternatywach. Jak z rękawa pojawiają się stare
nazwy: sąsiek (skrzynia na narzędzia ale też część stodoły), kozub (torebka z
kory do zbierania jagód), kaganek (gliniana lampka oliwna)
Niemal dwie godziny słuchałam jak urzeczona jego opowiadań.
A pan Jan uwijał się jak w ukropie, żeby to zapalić mi jakieś światło, to
uchylić drzwi na strych, to ułatwić dojście do jakiegoś kąta.
Czy to nie wspaniałe, że tacy ludzie istnieją i wkładają
tyle serca w ocalenie niechcianych już przedmiotów? Jeśli będziecie w Szczawnicy, polecam,
wstąpcie do pana Jana. A jeśli Wam się spodoba, zapytajcie o skarbonkę i
wrzućcie tam jakiś grosz.
Tyle razy byłam w Szczawnicy i takie cudne miejsce omijałam. Prawdziwy pasjonat. Zapisuję adres. Dziękuję za wycieczkę : )
OdpowiedzUsuńAle super, dobrze wiedzieć, że istnieje takie ciekawe miejsce. Raz na jakiś czas bywa się w tych stronach a nie wie się że istnieją takie miejsca. Na pewno będzie trzeba odwiedzić i zobaczyć na żywo =)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie miejsca
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe miejsce.Chętnie bym je zobaczyła na żywo. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńOj, rzeczywiscie wyjatkowe miejsce!
OdpowiedzUsuń