piątek, 25 listopada 2016

Pyszny Hummus i garść piątkowych linków


Hummus to wspaniały wynalazek. Jest pachnący, pożywny i pasuje niemal do wszystkiego (z wyjątkiem deserów).
Ostatnio często go robię i chętnie podzielę się łatwym przepisem.

Otóż należy przygotować:
- 400 g ugotowanej ciecierzycy (Kupuję w Lidlu wysokie słoiczki akurat z 400 g ugotowanej)
- 1-2 ząbki czosnku (Zależnie od wielkości)
- 5 łyżek past Tahini (To pasta sezamowa, kosztuje ok 8 zł. Można też uprażyć kilka łyżek sezamu na patelni a potem zblendować go)
- pół łyżeczki soli (Można trochę więcej ale lepiej najpierw spróbować)
- czubek łyżeczki pieprzu
- 1 łyżka oliwy

Zblendować ciecierzycę dodając 2-3 łyżki zalewy, w której się gotowała. Następnie dodać całą resztę. Jeśli pasta jest za sucha, dodać jeszcze zalewy lub oliwy. Blendować tak długo, aż pasta będzie puszysta i bez grudek. Przed podaniem warto nieco pokropić całość oliwą. Można przechowywać w lodówce do tygodnia czasu. Pasuje do chleba, mięs, warzyw, czy jako deep do paluszków itp. Smacznego!

PS. Zachęcam do dzielenia się swoimi ulubionymi tytułami książek i filmów na rozweselenie KLIK

A że to już Adwent za pasem, poniżej przesyłam Wam garstkę inspirujących linków. Dobrego weekendu!
Prima hors
Mollie Christmas
Love to make

środa, 23 listopada 2016

Domowe biuro cz. 1


Powoli się wykluwa - moje własne domowe biuro. Jak wiecie, prowadzę własną firmę i pracuję w domu. Przez pierwszych siedem lat działalności moje "biuro" mieściło się w zaadoptowanym na ten cel pokoju w suterenie naszego domu. I choć urządziłam je ładnie, a przez okno wpadało sporo światła, nie lubiłam tam być. To pomieszczenie mnie przygnębiało.
Potem na półtora roku wynajęłam pokój w biurowcu. Ten dla odmiany był aż za bardzo słoneczny (latem było tam 29 stopni). Ale nie to mnie zniechęciło.

Doceniłam pracę z domu, gdzie podczas klepania w komputer można przy okazji nastawić pranie, upiec chleb, a w ramach przerwy wyjść z psem na spacer. No i oczywiście praca w domu daje możliwość wykonania części prac siedząc z komputerem na tarasie czy w ogrodzie. Dobrze mi z tym, a i dzieci są bardziej dopilnowane.

Więc (czy można zdanie zacząć od "więc"?) wróciłam do domu i postanowiliśmy trochę go przebudować, żeby wygospodarować dodatkowy pokoik na biuro. Nasz dom od strony ulicy miał olbrzymi taras. Wychodziłam na niego dokładnie cztery razy w roku, żeby go posprzątać lub powiesić dekoracje świąteczne. Na co nam taras od ulicy, jeśli mamy ogród? Postanowiliśmy więc powiększyć o niego bryłę domu,  a wydłużony w ten sposób salon podzielić i uzyskać niewielki pokoik na biuro. Biuro wychodzi na ogród. Salon zaś zostawiliśmy od strony ulicy, bo tam niemal przez cały dzień operuje słońce.

I tak zaczęło się powolne urządzanie biura-gabinetu. Chciałabym, żeby biuro miało indywidualny charakter. Żeby było w nim dużo rzeczy wywołujących miłe skojarzenia i przez to tworzących dobrą aurę do pracy i do przesiadywania tu w ogóle.

Będę Wam powoli pokazywać rezultaty tych prac. Dziś zacznę od biurka.


Biurko zrobiłam z maszyny, która ma za sobą poważną historię. Nogi pochodzą od kolegi mojego taty, który spłonął w swoim domku letniskowym kilka lat temu. Rodzina pozbywając się tego, co po domku zostało, ofiarowała te nogi tacie, a tato mnie. Pan, który spłonął miał wspaniałego czujnego psa. Rano, w dniu pożaru, zawiózł go do kliniki weterynaryjnej, gdzie pies został na kilka dni.
Czy historia potoczyłaby się inaczej, gdyby pies był w domku ze swoim panem? Czy ostrzegłby go przed ogniem?

Do nóg przytwierdziłam kupiony w Castoramie i pomalowany na prawie-biało blat. Piszę prawie-biało, bo robię mieszankę farb, która lekko "trąci" magnolią czy budyniem.


Na biurku stoją różne przydasie. Są tam zrobione przeze mnie decoupage'm w nuty skrzyneczka na kalendarze (moje kalendarze wypchane są różnymi ważnymi karteczkami - jak widać) oraz pojemnik na długopisy. Drugi pojemniczek na długopisy to kupiony na pchlim targu garnuszek w serca. Między nimi brązowa skrzyneczka od Mikołaja, w której trzymam szalenie kolorowe spinacze biurowe (mała rzecz, a cieszy!)

Jest też stary kałamarz, jaki na pchlim targu znalazł mój tato. Kałamarz był uwalany atramentem, ale udało się go trochę doczyścić, a resztę zamalować bielą i złotem. Na kałamarzu spoczywa wieczne pióro. Kupiliśmy sobie nawzajem takie pióra z mężem na pierwszą rocznicę naszego ślubu.
Mają dożywotnią gwarancję, tak jak i - mam nadzieję - nasz związek.





No i jeszcze widok za oknem. Mój kawałek globu. Ogródek, altanka z okiennicami i terrakotowym słońcem. Przez okno widzę ptaki, które przylatują do karmników. Niektóre zaglądają do mnie przez okno przysiadając na elewacji. Latem, przez liście mojego orzecha przemykają się różne odcienie zieleni.

Dobrze siedzi się przy tym biurku. Jest jasno i przytulnie, a gdy mam ochotę na relaks wystarczy spojrzeć przed siebie i mrugnąć okiem do wróbla czy modraszki. Od razu się uśmiecham!

P.S. Dziewczyny, zapraszam na Candy i na dzielenie się swoimi ulubionymi tytułami książek i filmów, które poprawiają humor!


środa, 16 listopada 2016

Candy na rozweselenie


Pomyślałam sobie, że przygotuję dla Was coś, co może rozweselić ponure, deszczowe popołudnie. A ponieważ ostatnio przeprosiłam się z szydełkiem, będzie to komplecik: jesienny sweterek na kubek + podkładka. A do tego jeszcze książka "Jak wiązać szale i apaszki", trochę słodyczy i coś jeszcze, czego na zdjęciach nie ma - czyli będzie też element niespodzianki.



Zapraszam Was gorąco do udziału. Co trzeba zrobić?
- W komentarzu wyrazić chęć udziału oraz podzielić się tytułem filmu lub książki, które polecacie na poprawę humoru.
- Zamieścić na swoim blogu powyższe zdjęcie wraz z linkiem do zabawy. (anonimki podają jedynie e-mail)
- A potem już tylko czekać do 15 grudnia, kiedy zakończymy zabawę.
(Uwaga, przesyłkę wyślę jedynie na terenie Polski)

Po zakończeniu zabawy z Waszych ulubionych tytułów stworzę jedną wspólną listę, żebyśmy mogły rozweselać się w smutne dni.
Zaczynam od swoich typów:
- Filmy rozweselające: "Nothing Hill", "Zgon na pogrzebie", "Czarny kot, biały kot", "Testosteron"
- Książki rozweselające: "Maria i Magdalena", "Harry Potter", cały Tolkien

Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś chętny, kto chciałby przygarnąć te przydasie. Trzymajcie się ciepło!




wtorek, 15 listopada 2016

Porcja cudu na zimno


No proszę! Natura znów mnie zaskoczyła swoim zmysłem pedagogicznym. Wstałam dziś w kiepskim nastroju, niewyspana, bez życia. Nawet poranna kawa nie cieszyła tak jak zawsze, bo dziś piłam ją bez męża - biedulka, który wyruszył nad ranem do Stolicy.

I taka właśnie pogięta i niezadowolona wyjrzałam przez okno a tu - samo piękno! Rośliny i przedmioty ogrodowe pokryła delikatna koronka szronu. Wszystko wyglądało, jakby jakiś kucharz-artysta posypał świat cukrem pudrem.

Chwyciłam aparat i poleciałam robić zdjęcia. Dostrzegaj piękno wokół siebie, patrz na drobiazgi - słyszałam w uszach szept otaczającego świata.

Dobrze, że wyjrzałam przez okno!



 








sobota, 12 listopada 2016

Jesienne wianki



Wymieniłam dekorację na drzwiach na coś bardziej jesiennego. Do pomarańczowych kuleczek z giełdy kwiatowej i jutowych kokardek z Pepco, dołączyłam jeszcze małą kurkę ze sklepu dla fanów docoupage. Złapałam się na tym, że robiąc ten wianek błądziłam myślami wokół bombek i reniferków. Czyli jednym słowem Boże Narodzenie już chodzi mi po głowie.


Czy macie swój ulubiony patent na jesienne dekoracje? Jak ozdabiacie dom, kiedy za oknem słota a o 16:00 robi się ciemno? Ja lubię zapalić kominek, rzucić w kuchni kilka kolorowych poduszek i radosny obrus, a w salonie spiętrzyć ciepłe koce i zapalić lampki choinkowe umieszczone w gąsiorze na wino. Chętnie posłucham Waszych podpowiedzi, jak jeszcze ocieplić sobie ten niełatwy czas.

Tymczasem, poniżej wiele pięknych wianków z Pinterest.















czwartek, 10 listopada 2016

Czarujące miechunki



Mocno się obawiałam, że w tym roku miechunek nie będzie w naszym domu. A przecież te cienkie jak bibułka i kolorowe jak wnętrze wulkanu lampioniki są nieodłączną częścią jesiennych dekoracji. Niestety, przez cały październik lały deszcze i wyglądało na to, że wszystko zepsuje się na krzakach. Zerwałam te, które wyglądały najlepiej i suszyłam je w domu suszarką. Niewiele się tego uratowało, może kilkanaście sztuk. No, ale najważniejsze że są.

Tu, w kompozycji razem ze świecami od męża, paterą od św. Mikołaja :)  i kulami ozdobnymi, jakie w zeszłym roku wygrałam w Arkadii Kobiet. Mały pomarańczowy płomyk jesieni na przedpokojowej szafce!



wtorek, 8 listopada 2016

Wielka radość w pochmurny dzień


Czy może być coś smutniejszego niż deszczowy, wietrzny i zimny poniedziałek? Taki dzień mieliśmy właśnie wczoraj we Wrocławiu. Nawet gawrony przestały krakać, tylko siedziały skulone na gałęziach i usiłowały jakoś to przetrwać.

Ja natomiast próbowałam zmotywować się do pracy. Wejść w jakąkolwiek, choćby i oziębłą, relację z moim komputerem. Niestety, efekty były bardzo marne. I wtedy przyszedł listonosz. A wraz z nim przesyłka-wymianka od Mysi.  I wszystko się zmieniło! Wypakowywałam te cuda, a ryjek sam mi się uśmiechał. Najpierw była piękna torba na zakupy. W niej znalazłam przytwierdzoną tasiemką kosmetyczkę-portmonetkę. A w tejże kosmetyczce było jeszcze serduszko-zawieszka. Do tego piękna pocztówka z śródziemnomorskim akcentem.

I wiecie co? Dziś też leje i też jest wietrznie, ale mi to nie przeszkadza. Bo za chwilę wybieram się z moją nową torbą na zakupy!

Mysiu! Dziękuję! Osłodziłaś mi ten ponury jesienny czas!