sobota, 17 kwietnia 2021

Koktajl z czerwoną kapustą


 

Co za kolor!

Piękny, różowy, a nade wszystko smaczny koktajl z czerwoną kapustą. Polecam serdecznie! Koktajle zagościły w naszym domu na dobre. Od lat robię je regularnie, a odkąd wybuchła pandemia, niemal codziennie. Dorzucam różne składniki dbając, by zawsze było tam sporo witaminy C.

Dziś do kielichowego blendera wrzuciłam:

- 1 jabłko

- 1 gruszkę

- 1 pomarańczę

- 1 banana

- 1/8 małej główki czerwonej kapusty

- 1 szklankę wody

Opcjonalnie można dodać trochę syropu malinowego lub sok z granatu.

Po zmiksowaniu wyszło takie oto cudo, pyszne, gęste i na pewno zdrowe. Smacznego!




niedziela, 21 marca 2021

Pesto z liści kalarepy

 

Zawsze miałam wyrzuty sumienia, gdy wyrzucałam liście kalarepy. Nie mam chomika ani królika, a psy - wiadomo - liści nie ruszą. 

Okazuje się, że można liście kalarepy wspaniale wykorzystać, a zainspirował mnie do tego jeden z odcinków "Galileo", poświęcony polityce zero waste. Dziś na obiad robiłam kalarepki i postanowiłam spróbować, co to za cudo z takiego pesto. Wyszło przepyszne, dlatego chętnie namówię Was do próby.

Należy zblendować umyte liście kalarepy (bez gałązek), 2-3 ząbki czosnku, 2-3 łyżki oliwy (ja dałam ostrą z chili), 0,5-1 szklanki pestek słonecznika, kilka łyżek soku z cytryny, sól i pieprz. Wybaczcie, że miary są takie niedokładne, ale wiele zależy od tego, ile macie liści. W przepisie, który znalazłam była tylko łyżka oliwy ale za to pół szklanki soku z cytryny. Ja dolewałam wszystko partiami i co chwilę próbowałam, by uzyskać satysfakcjonujący smak. Dla nas tej cytryny byłoby chyba za wiele, ale wszystko zależy od gustu. Na pewno niepotrzebnie użyłam blendera kielichowego, bo słabo mielił ten słonecznik. Bardziej sprawdziłby się taki ręczny plus miska.

Mimo oczywistych niedociągnięć, wyszło coś pysznego i pięknego w kolorze. Na domowym chlebie jest wprost wyborne, ale spodziewam się że na krakersie, tortilli czy eleganckiej bagietce może być nawet pyszniejsze. 

Bardzo polecam. :)




piątek, 5 marca 2021

Kolory na przedwiośnie

 Dziś zafundowałam sobie terapię kolorem. Jest początek marca. Ciężkie chmury wiszą nad Wrocławiem. Nie wiadomo czy to smog czy mgła, ale pozytywnie nie nastraja. Rano padał śnieg z deszczem. Wstawało się jak po grudzie. Gdyby nie kawa...

Ale potem pojechałam do sklepu i zobaczyłam przepiękne budki lęgowe. Wyglądały jak małe domki kempingowe, każda inna. Od razu zrobiło mi się weselej i choć na ogrodzie mamy już cztery, stwierdziłam, że piątą też na pewno gdzieś wciśniemy. A wracając do domu zahaczyłam jeszcze o ogrodniczy i kupiłam kilka bratków i prymulkę. 

I teraz stoi sobie takie oto cudo na kuchennym stole. Niech postoi parę godzin i nacieszy oko, zanim się to to rozejdzie po ogrodzie.

Koloroterapia!


 

wtorek, 2 lutego 2021

Gruziński placek Chaczapuri


 

Uwielbiam wszelkie placki, podpłomyki i chleby. Dużo piekę (co niestety nie pozostaje bez wpływu na moje coraz bardziej okrągłe kształty) i rodzina i znajomi tylko motywują mnie do kolejnych poszukiwań. Ostatnio trafiłam na przepis gruzińskiego placka. Okazał się nie tylko łatwy w realizacji, ale i przepyszny. Chętnie się nim podzielę.

Zakupy:

- 0,5 kg mąki pszennej

- 250 g sera podpuszczkowego (ja nie miałam, dałam fetę i wyszło przepysznie)

- 3-4 ziemniaki ugotowane i schłodzone

- 1-2 jajka

- drożdże

- 100 ml mleka (dałam nieco mniej)

- 1/2 łyżeczki cukru

- sól, pieprz

- czosnek

Z ciepłego mleka, drożdży, cukru i łyżki mąki robimy rozczyn. Kiedy to wszystko dobrze zmieszamy, odstawiamy pod ściereczką, żeby zbuzowało. Następnie dokładamy resztę mąki, sól i niecałe jajko. Ja obydwa jajka wbiłam do miseczki, zabełtałam i niecałe połowę tego dałam do ciasta, kolejną niecałą połowę do nadzienia, a małą resztkę zostawiłam na posmarowanie całości. No więc - wracając do ciasta - mamy juz w nim to niecałe jajko, całość gnieciemy jak każde drożdżowe, dopóki nie zrobi się gładkie, nie przestanie się lepić i nie zbierze wszystkich resztek z miski (uwielbiam patrzeć, jak miska po drożdżowym staje się tak samo czysta jak po wyciągnięciu z szafki). Znów odstawiamy pod przykryciem na ok. 30-45 minut, do wyrośnięcia.

Tymczasem w innej misce gnieciemy ziemniaki (ja gniotę praską, ale można na pewno też zmielić maszynką), następnie dodajemy ser, niecałe jajko i ponownie gnieciemy, żeby się wszystko połączyło. Na końcu dodajemy sól, ze dwa duże ząbki czosnku, pieprz. Warto by było nieco ostre i słonawe, bo samo ciasto jest łagodne.

Wyrośnięte ciasto dzielimy na dwie części, w proporcji ok. 40 - 60%. Tę większą część rozwałkowujemy na duże koło (nieco większe niż nasza blacha), tak by położone w wysmarowanej blaszce nie tylko przykryło dno, ale jeszcze miało marginesy na pokrycie boków blachy (dokładnie jak przy tarcie). Na to nakładamy nasze nadzienie, wygładzamy. Na wierzch kładziemy drugą część ciasta rozwałkowaną na wielkość blachy i łączymy na brzegach obydwa placki (górny i dolny).

Całość smarujemy resztą jajka. Można posypać sezamem, czarnuszką czy co tam kto lubi.

Wkładamy do piekarnika nagrzanego na 220 stopni bez termoobiegu i pieczemy aż do zarumienienia. U mnie było to ok 20-25 minut. A potem kroimy w eleganckie trójkąciki, okładamy warzywami, możemy dołożyć śmietanę czy jakiś dobry sos i pałaszujemy :)










sobota, 12 grudnia 2020

Pierwsze dekoracje


 

Na naszym osiedlu pojawiły się pierwsze świąteczne dekoracje. Każdego wieczora jest ich więcej. Widać już też drzewka czekające na swoją kolej na balkonach. W tym roku ten widok cieszy mnie i smuci jednocześnie. Smuci, bo wiem, że sporo osób spędzi w tym roku Święta inaczej niż zwykle. Pandemia pokrzyżowała tak wiele planów. Tylu bliskich nie będzie mogło się spotkać i razem celebrować tych wspaniałych chwil. A cieszę się, bo mimo to, mimo tego szaleństwa i przygnębienia, robimy wszystko, żeby te Święta tym bardziej były wspaniałe! Żeby nawet w węższym gronie, nawet w pojedynkę, nie zgubić ich magii!

Nie mamy wpływu na to, co przynosi los. Ale mamy na to, jaką naukę z tego wyciągniemy. Ja wierzę głęboko, że te Święta nauczą nas więcej niż każde inne. Docenimy relacje z bliskimi, docenimy świąteczną zawieruchę, kolejki w sklepach i zatłoczone kościoły w Pasterkę. Nastawiam się w tym roku na docenianie!

poniedziałek, 30 listopada 2020

Adwent


Uwielbiam Adwent. Uwielbiam czekać – to dla mnie coś o wiele lepszego niż to, na co się czeka. Lubię dzień przed swoimi urodzinami, czas tuż przed wyjazdem na wakacje i Adwent - nawet bardziej niż same Święta. Lubię delektować się oczekiwaniem, planować, szykować. Adwent to czas przed narodzinami Chrystusa i często myślę, że moje zachowania i odczucia są bardzo podobne do tych, które towarzyszą kobiecie na miesiąc przed narodzinami dziecka. Ostatnie tygodnie przed tym, jak po raz pierwszy zostałam mamą, były właśnie  takie – wypełnione radosną krzątaniną i odliczaniem kartek w kalendarzu.

Przy dźwiękach amerykańskich świątecznych szlagierów przeglądam w tę i z powrotem książki z przepisami na ciasteczka, wyciągam rzeczy z szafek i pucuję wnętrza pachnącym środkiem do drewna, układam kartki świąteczne w stosiki i wymyślam życzenia. Wszystko mnie cieszy – prasowanie obrusów i serwetek, mycie i dekorowanie okien, nawet chlapa za oknem (bo we Wrocławiu rzadko mamy prawdziwy śnieg) nie jest w stanie odebrać mi humoru.

Adwent co roku zaprasza mnie do lepszego życia. Przynosi kolejną szansę na zmianę i daje siły, by znów podjąć się tego wyzwania. To niezwykłe uczucie, gdy widzi się, że pomimo całego roku słabych decyzji i popełnionych błędów, życie zatoczyło krąg i znów jakby staję na linii startu.

Adwent jest ckliwy i sentymentalny. Ale w tym rzadkim wypadku, wcale nie czuję się źle z tą ckliwością. Nie krępuję się wzruszać nad otrzymanymi życzeniami, nad wyciągniętą z pudełka bombką po babci.

Dziś, w ten pierwszy dzień kolejnego Adwentu,  życzę Wam i sobie, żeby to był czas wyjątkowy. Niech te trudy, obawy, dystans społeczny będą zaledwie czasem oczekiwania na zalew radości, dobrodziejstwa i wspaniałych relacji z innymi. Dobrego każdego dnia!

sobota, 28 listopada 2020

Dzień dobry po trzech latach

 Niemal trzy lata minęły, odkąd byłam tu ostatni raz. A może nie odkąd byłam, a odkąd pisałam, bo zaglądałam tu czasami podejrzeć, o czym piszecie. Przyszedł taki moment, że choroby i przykrości odebrały mi na jakiś czas serce do pisania. A potem, kiedy już się pozbierałam, nie wiedziałam, czy to co chcę od czasu do czasu powiedzieć, ma jakikolwiek sens. Czy nie zabieram tylko kilobajtów i Waszego czasu. Dalej tego nie wiem, ale już tak się stęskniłam...

Więc (wiem, nie powinno się zaczynać zdania od więc) chcę Was dziś gorąco pozdrowić i uściskać. I życzyć Wam, żeby ten dziwny czas, w którym przyszło nam żyć, przyniósł w dłuższym rozliczeniu same tylko dobre efekty. 

Aldi

piątek, 5 stycznia 2018

Ach ta focaccia!


Ależ nam one smakują. Proste, włoskie focaccie - danie niewymagające a jednak pyszne.
I przywołują przemiłe wspomnienia wakacji w Toskanii, gdzie mąż co rano przynosił ze sklepiku duży kawał gorącej jeszcze focacci zawiniętej w papier oraz kilka rogalików z czekoladą na "drugą nóżkę".

Coś niesamowitego jest w tej kuchni włoskiej, że z 3-4 składników potrafią powstać prawdziwe cuda!

Dziś chciałabym dać Wam przepis na podstawową focaccię, którą można potem wzbogacać oliwkami, kaparami, rozmarynem, serem, cebulą i co tam tylko kto chce dodać!

W 100 ml ciepłej wody rozpuszczamy 15 g drożdży, z łyżeczką cukru i 2 łyżkami mąki. Odstawiamy pod ściereczką, a gdy "zabuzuje" dodajemy znów 100 ml wody, łyżeczkę cukru, 3-4 łyżki oliwy oraz mąkę (300 - 500 dkg). Wyrabiamy drożdżowe (i dosypujemy mąki) tak długo, aż przestanie lepić się do ręki. Odstawiamy pod ściereczką do wyrośnięcia. Potem rozkładamy na blasze wyłożonej pergaminem. Znów z kwadrans lub dwa czekamy. Robimy palcem regularne wgłębienia, polewamy oliwą i rozsmarowujemy ją pędzelkiem po całym placku. Posypujemy gruboziarnistą solą. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 230 stopni na ok. 20 minut.

Oto taki podstawowy placek:





I jeszcze w wersji z oliwkami:



czwartek, 21 grudnia 2017

Wesołych Świąt!


Zapach piernika i masła, migotanie świeczek i ich odbić w srebrzystych bombkach, szelest pośpiesznie odwijanych celofanów, śmiech i kolęda, podzwanianie dzwoneczków i sztućców - niech to wszystko towarzyszy Wam w te wspaniałe Święta Bożego Narodzenia. A prócz tych wspaniałości niech spłynie na Was cudowny spokój, radość z tego kim i gdzie jesteście, zaufanie w ludzkie dobro i w dobrą przyszłość.

Wszystkiego najlepszego!

czwartek, 7 grudnia 2017

Mikołaj

Misiu i Gosiu. We dwie zgłosiłyście się do zabawy. Byłoby to bardzo niesprawiedliwe - mieć aż 50% szansy i nie wygrać! Dlatego przyślijcie mi obydwie swoje adresy (aldikaldi@gmail.com). Paczuszki pójdą i tu i tu. :) Dziękuję Wam za udział w zabawie.

wtorek, 14 listopada 2017

Kto ma chęć na niespodziankę?


Czy jest ktoś chętny na niespodziankę? Na oczekiwanie i rozpakowywanie? Jeśli tak - zapraszam do wspólnej zabawy.

Od dawna chodzi mi po głowie Candy, bo chyba ostatnio mniej ich w blogowym świecie. Albo może mnie się tak tylko wydaje. W każdym razie pomyślałam, że coś dla Was przygotuję. Zrobiłam zakupy a dziś rano wyciągnęłam te wszystkie upominki, którymi chciałabym Was obdarzyć i zrobiłam zdjęcia. Ale potem przyszło mi do głowy, że jeśli ma to być prezent mikołajowy, to nie mogę pokazać co się w nim kryje. Bo w końcu emocje oczekiwania są tu najważniejsze, a my - dorośli - rzadko je czujemy. Albo sami jesteśmy darczyńcami, albo "zamawiamy" u naszych Mikołajów konkretne rzeczy, żeby nie było zawodu.

Więc jeśli jesteście gotowe zaryzykować udział w zabawie z kotem w worku - zapraszam Was gorąco. Do 6 grudnia czekam na Wasze komentarze. A w nich na informację, że przystępujecie do zabawy oraz na kilka zdań o tym, czym jest dla Was idealny prezent. Blogowiczki poproszę też o zamieszczenie u siebie banerka o zabawie.

Ściskam Was gorąco i czekam na Was!

P.S. Proszę pamiętać o adresach wysyłki na terenie Polski.

środa, 1 listopada 2017

Pomysły poszukiwane


Witajcie! Nie będę się tłumaczyć. Zawalam z zaglądaniem tutaj. Niestety także zawalam z myciem okien, grabieniem liści i wszystkimi ważnymi czynnościami, które ciągle schodzą na plan dalszy przed gonitwą zawodową.

A jak Wam mija początek jesieni? Macie czas pospacerować? Nacieszyć się kolorowymi drzewami?  Pójść na grzyby? Mam nadzieję, że tak.

Chciałam Was dziś poprosić o pomoc. Niedawno ze spaceru z psem przyniosłam taką oto skrzynkę i szukam pomysłów, jak ją wykorzystać. Jest duża, w niezłym stanie. Trzeba ją będzie wyczyścić, pomalować i .... No właśnie i co? Co mogłabym zrobić z takim znaleziskiem?

Życzę Wam wspaniałego listopada. Mimo słoty i wichur niech będzie to piękny miesiąc dla nas wszystkich!

poniedziałek, 2 października 2017

Nietypowe torby


O ludzie! Ale długo mnie tu nie było. A wszystko przez po-wakacyjny post, który sobie zaplanowałam. Otóż, jak co roku, zaczęłam przygotowywać relację z naszych wakacji i utknęłam na szczegółach. :(

Porzucam zatem ten post (na razie przynajmniej) i napiszę coś mniej czasochłonnego. A mianowicie - parę słów o torbach. Kilka mniej lub bardziej udanych mam już za sobą. Zawsze jednak były dość standardowe. Ale dziś chciałabym pokazać Wam różne szalone torby hand-made, jakie znalazłam na Pinterest.
Ciekawe, czy macie za sobą podobne doświadczenia?






wtorek, 29 sierpnia 2017

Czas suszenia


Schyłek lata to czas wielkiego suszenia. Suszymy owoce i warzywa, grzyby i kwiaty. Wszystko po to, żeby w jesienne słotne wieczory cieszyć oko lub żołądek wspomnieniem lata. W moim domu tym razem suszą się kwiaty hortensji. Potem będą ozdabiać dzbanki i pocztówki.






poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Pieniek


To była praca zespołowa. Sąsiedzi dali pieniek, mąż go przeniósł, syn pomalował a  ja udekorowałam. Zawsze chciałam mieć brzozowy pieniek w ogrodzie. Ponoć słowo "brzoza" oznacza drzewo brzasku, bo o świcie jako pierwsze wyłaniają się z ciemności lasu właśnie brzozowe pnie.

U nas w ogrodzie widać to doskonale. Wieczorem czy o świcie ten "stoliczek" jest dobrze widoczny. Pracuje więc całodobowo. W nocy świeci a za dnia kładę na nim książkę lub kawę. :)





piątek, 11 sierpnia 2017

Koktajl aroniowo - bananowy


Po prostu bomba! Miałyśmy dziś z córką chętkę na eksperyment kulinarny. Zmiksowałyśmy garść aronii, dwa banany i duży kubek jogurtu. Wyszedł pyszny, gęsty i przepiękny w kolorze koktajl. Bardzo polecamy!




poniedziałek, 31 lipca 2017

Tort o wyjątkowym znaczeniu


Oto zdjęcie wyjątkowo ważnego tortu! I to tortu z baaaaaaaardzo długą historią.

Otóż ponad 18 lat temu, kiedy zaczęłam spotykać się z moim mężem, usłyszałam od niego m.in. jak bardzo lubi piec torty. Nie ukrywam, że jako łasuch wzięłam bardzo mocno ten argument do serca rozpatrując jego późniejsze oświadczyny ;)

Lata mijały, zbliżała się właśnie 17 rocznica ślubu i - jak się pewnie domyślacie- żadnego tortu jak nie było tak nie było. W końcu postawiłam sprawę na ostrzu noża i powiedziałam, że już dłużej czekać nie mogę. A mój mąż, widać poruszony tym szantażem, upiekł prawdziwy pyszny, mocno-czekoladowy tort!!! Opłacało się czekać tych 18 lat! Mam tylko nadzieję, że dożyję następnego ;)

Oto fotki tego wypieku: