Usłyszałam kiedyś, że kobiety dzielą się zasadniczo na sprzątaczki i kucharki. Kierując się wrodzonym optymizmem, nie wzięłam tego za przejaw mizoginizmu, tylko za wynik obserwacji, że każda z nas coś tam w domu woli robić. Jedne wyżywają się polerując meble, inne gotując kolejny garnek bigosu. Ja jestem chyba kucharką - lubię coś wymyślać, łączyć, smażyć. Lubię, gdy w domu pachnie chlebem lub ciastem i gdy jak najwięcej produktów jest tzw. domowej roboty.
Choć nie ukrywam, że lubię też mieć w domu czysto i gonię do sprzątania także moją biedną rodzinę. Dość chętnie nawet myję okna i prasuję (wiem, że niektórym ciarki przechodzą po plecach na samą myśl). Ale i tak gotowanie wygrywa.
Dziś w ramach przedwiosennego swędzenia rąk postanowiłam wymyślić jakieś rozwiązanie, które sprawi, że czas spędzony nad garnkiem będzie nieco bardziej efektywny. I wymyśliłam, że wydrukuję sobie plakaty z nazwami warzyw po angielsku. A że znalazłam też starą ulotkę jakiegoś sklepu spożywczego - wydrukowałam (z Pinterest) i wsadziłam w ramki obydwa wydruki.
I tak, na stoliku po maszynie stoi już nie tylko francuska reklama rzeźnika, ale też dwa plakaty po angielsku. Mam nadzieję, że uda się je wykorzystać także do uczenia dzieci :)
Życzę Wam dobrego weekendu i żeby słońce nam wszystkim trochę poświeciło!
Bardzo fajne te plakaty. Podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu Alduś.
Wzajemnie, wzajemnie. Żeby Wam słońce pozwoliło wyjść z malutką na fajny spacer!
Usuńfajnie wyszło :))
OdpowiedzUsuń