Na moim bieżniku w kuchni leżą dwie cytryny. Oglądam je i dotykam bezwiednie i nagle uświadamiam sobie - że już wcześniej je ktoś dotykał. Ale nie jest to dla mnie przykra myśl, a wręcz piękna.
Może na jakiejś małej plantacji na słonecznej Sycylii jakaś krępa, spalona słońcem Włoszka nucąc pod nosem delikatnie zrywała je i układała w koszu. Ktoś inny potem oglądał każdą z nich i sprawdzał, czy nadają się na tak długą podróż. Wkładał do skrzynki i wysyłał dalej. Przeszły wiele procedur i wiele dróg, by znów gdzieś u nas w lokalnym sklepie ktoś wziął je do ręki i ułożył tak, by przykuły mój wzrok.
Tyle osób włożyło swój trud i wiedzę po to, by te dwie ogniste kulki pyszniły się teraz w mojej kuchni. Pozdrawiam ich wszystkich gorąco i dziękuję!
Piękne przemyślenia, zazwyczaj nie zastanawiamy jaką drogę pokonały produkty, którymi się otaczamy. Jakie ręce ich dotykały lub stworzyły, czy byli to szczęśliwi ludzie, czy może wykorzystywani przez producenta. A przecież każdy przedmiot ma swoją historię
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Alina
Każda rzecz łączy nas z innymi jak tasiemka.
UsuńNiesamowita refleksja i pochylenie nad pracą tych, którzy sprawiają nam małe radości :-) Pozdrawiam ciepło, Ania :-)
OdpowiedzUsuńJak by było miło móc im powiedzieć, że ich praca miała sens i że nam tę radość sprawili.
UsuńKochana w ubr. roku na wakacjach byłam we Włoszech niedaleko Sycylii na południu Włoch, w Positano, tam gdzie produkuja limocelle z cytryn...cytrynowo było wokół i wszędzie , wspaniały widok i zapach...cudownie;)
OdpowiedzUsuńTak własnie chciałam to sobie wyobrazić!
UsuńNigdy nie myślałam o tym w ten sposób :) Bardzo ciekawe podejście. Jak widać nawet nad cytrynami się można zamyślić :)
OdpowiedzUsuń